piątek, 28 czerwca 2013

Manhattan

Istnieje teoria, że koktajl ten powstał na prośbę matki Winstona Churchilla w 1874 roku. Miało to mieć miejsce podczas przyjęcia z okazji wygranych przez Samuela J. Tildena wyborów na gubernatora. O ile uważa się, że bankiet ten odbył się faktycznie w Manhattan Club, to jednak pani Churchill nie mogła być tam obecna, znajdowała się w tym czasie w Europie i w tym samym miesiącu urodził się jej syn, Winston.

Najbardziej prawdopodobne jest to, że koktajl ten podawano w różnych barach Nowego Jorku, pod różnymi nazwami, a z uwagi na to, iż Manhattan Club był bardzo popularny, utrwaliła się nazwa podawanego tam drinka Manhattan.

Podstawą tego koktajlu jest żytnia whiskey (ang. rye). Była to odmiana whiskey typowa dla Wschodniego Wybrzeża USA, m.in. Nowego Jorku, gdzie powstał koktajl Manhattan. Dlatego właśnie w tym drinku używało się konkretnie tej odmiany whiskey. Nie ma jednak przeszkód, aby koktajl przyrządzić z burbona, ma on nieco słodszy aromat, ale smak jest bardzo podobny. Można też użyć whisky kanadyjskiej lub Tennessee whiskey. 

Manhattan
 
Manhattan
50 ml żytniej whiskey (lub burbona)
15 ml czerwonego wermutu
1 dash (1/8-1/4 łyżeczki) Angostury 

Wszystkie składniki wlewamy do szklanicy barmańskiej wypełnionej lodem i mieszamy tak długo, aż koktajl dobrze się schłodzi, a lód lekko rozpuści. Nie używamy shakera, żeby drink nie wyszedł mętny i spieniony (co stałoby się za sprawą słodkiego wermutu). Następnie przecedzamy go do kieliszka koktajlowego i ozdabiamy wisienką maraschino.

Co do wisienek, to zwykłe jasno-czerwone koktajlowe są wisienkami sztucznie barwionymi, podczas gdy prawdziwe wisienki maraschino są namaczane w likierze maraschino, nie zawierają tyle chemicznych dodatków, mają z reguły ciemniejszy kolor i są smaczniejsze. Ale jako że w Polsce trudno o takie rzeczy, można w razie czego posiłkować się zwykłymi wisienkami koktajlowymi.

Jak w wielu innych koktajlach, proporcje składników potrafią być różne w zależności od przepisu. Na przykład 50 ml whiskey i 20 ml czerwonego wermutu lub 60 ml whiskey i 15 ml czerwonego wermutu. Jeśli drink ma być bardziej alkoholowy i mniej słodki, wtedy trzeba dodać więcej whiskey. Czerwony wermut natomiast może mieć różny poziom słodkości w zależności od producenta i to także trzeba wziąć pod uwagę. Metodą prób i błędów możemy uzyskać smak, który najbardziej będzie nam odpowiadał.

Manhattan występuje również w wersji dry lub perfect. Niezależnie od wariantu, jest to klasyczny koktajl, jeden z najstarszych, uważany czasem za ogniwo łączące koktajl Martinez z Martini.

Jeśli jesteśmy ciekawi, jak smakowały pierwsze koktajle albo jeśli chcemy cofnąć się w czasie, sięgnijmy do drugiej połowy XIX wieku po koktajl Manhattan.

środa, 26 czerwca 2013

Caprice

Kolejny pyszny koktajl z ginem. Bazuje on w zasadzie na przepisie na Dry Martini. Różnica polega na tym, że dla urozmaicenia czy dla fantazji dodano tu likier Benedictine. Może stąd jego nazwa - "caprice" oznacza kaprys, fantazję, zachciankę. W smaku czuć wszystkie składniki, a ponieważ każdy z alkoholi tu zawartych jest ziołowy, tworzą one ciekawy i bogaty smak. Jest to drink słodki, ale nie ulepek. Dobry na deser, ale w niezbyt upalny dzień.

Caprice

Caprice
45 ml ginu 
15 ml wytrawnego wermutu
15 ml likieru Benedictine
1 dash pomarańczowego bittersa

Wszystkie składniki wlewamy do szklanicy barmańskiej wypełnionej lodem i mieszamy dość długo, aby całość dobrze schodzić i pozwolić, żeby lód się trochę rozpuścił. Następnie wlewamy gotowego drinka do kieliszka koktajlowego.

Koktajl ma piękny złoty kolor, wieloraki smak, działa kojąco i poprawia nastrój swoją żywą słodkością.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Tom Collins

Tom Collins
Historia tego koktajlu jest dość zawiła. Po raz pierwszy przepis na Toma Collinsa został opublikowany w 1876 roku w książce „The Bartender’s Guide” Jerry’ego Thomasa, słynnego amerykańskiego barmana i twórcy koktajli. Obok przepisu na Toma Collinsa z ginem, były w tej książce także wersje z brandy i whiskey. Obecnie Tom Collins robiony jest z ginem.

Inspiracją do nazwania koktajlu w ten sposób był żart popularny w okolicach Nowego Jorku, tzw. „The Great Tom Collins hoax of 1874”. Polegał on na tym, że pytało się rozmówcę, czy zna Toma Collinsa, postać, która w rzeczywistości nie istniała. Zagadnięty oczywiście odpowiadał, że nie zna owego osobnika. Wtedy informowało się go, że Tom Collins zna rozmówcę i wyraża się o nim w sposób co najmniej niepochlebny. A także, że Tom Collins jest w „barze za rogiem”, dokąd natychmiast biegł nasz delikwent w poszukiwaniu owego impertynenta.

Ta historia rozprzestrzeniła się, gazety drukowały historyjki o rzekomym Tomie Collinsie i całą prowokację kontynuowały. Jak pisał Eric Felten w „Wall Street Journal”: „Nie potrzeba wiele, żeby wyobrazić sobie, jak Tom Collins stał się drinkiem. Ile razy musiało się zdarzyć, że ktoś wpadał do baru wypytując o Toma Collinsa, zanim barman skorzystał ze sposobności i podał gościowi koktajl o tej nazwie?”

Jest jednak i inna wersja historii o powstaniu tego drinka. Pewien wierszyk informuje, że koktajl ten stworzył niejaki John Collins pracujący w gospodzie Limmer’s Old House w Londynie.  Drink początkowo nazywał się właśnie John Collins, ale z czasem zwykły gin zastąpiono nieco słodszym ginem Old Tom i tak powstał Tom Collins. Ta wersja wydaje się mało prawdopodobna, jako że wierszyk naprawdę nosił tytuł Jim Collins i najwyraźniej z barmanem Limmer’s miał niewiele wspólnego.

Dzisiaj czasem robi się rozróżnienie między Tomem Collinsem a Johnem Collinsem w ten sposób, że do pierwszego dodaje się gin Old Tom, a do drugiego zwykły „dry” (tak na przykład uznaje International Bartenders Association). Ale ogólnie Tom Collins to po prostu normalny gin i dodatki.

Niezależnie od tego, jakie są jego początki, jest to koktajl ponadczasowy. Nie może znudzić się czy przeminąć wraz ze zmieniającą się modą. Orzeźwiający i czysty smak Toma Collinsa jest doskonały na lato, w zasadzie niezależnie od rodzaju ginu, jaki tu zastosujemy. Pasuje tu zarówno Heyman’s Old Tom Gin, jak i Bombay Sapphire czy Hendrick’s (tu trzeba uważać z cytryną, bo może za bardzo stłumić smak drinka).  Koktajl podaje się w wysokiej, wąskiej szklance, zwanej „collins glass” od nazwy samego drinka.

Przepisów jest wiele, więc podam kilka. Robert Hess, znany amerykański ekspert zajmujący się drinkami, miłośnik klasycznych koktajli, podaje takie proporcje:

Tom Collins

Tom Collins
60 ml ginu
30 ml soku z cytryny
1 łyżeczka syropu cukrowego (w proporcji 1:1)
woda sodowa

Gin, syrop cukrowy i świeżo wyciśnięty sok z cytryny wlewamy do shakera wypełnionego lodem, mieszamy i przecedzamy do wysokiej szklanki typu collins napełnionej lodem. Szklanka powinna być na tyle duża, żeby od góry zostało trochę miejsca. Dopełniamy szklankę wodą sodową. Ozdabiamy półplasterkiem pomarańczy i wisienką.

Nieco inaczej przepis wygląda w przypadku International Bartenders Association:

Tom Collins

45 ml ginu Old Tom (lub zwykłego w przypadku koktajlu John Collins)
30 ml soku z cytryny
15 ml syropu cukrowego
60 ml wody sodowej
odrobina Angostury

Do wysokiej szklanki wypełnionej lodem wlewamy gin, świeżo wyciśnięty sok z cytryny, syrop cukrowy i wodę sodową. Delikatnie mieszamy i ozdabiamy plasterkiem cytryny i wisienką maraschino. Dodajemy odrobinę (dash) Angostrury.

Mój przepis jest jeszcze inny, ponieważ nie lubię zbyt kwaśnych drinków:

Tom Collins

45 ml ginu
20 ml soku z cytryny
15 ml syropu cukrowego (lub mniej przy ginie Old Tom)
60 ml wody sodowej
odrobina Angostury

Wszystko wlewamy do wysokiej szklanki wypełnionej lodem, mieszamy i ozdabiamy plasterkiem cytryny i wisienką maraschino.

Po kiepskim dniu, po udanym dniu, niekoniecznie na zimowe mrozy, ale z pewnością na letnie upały, klasyczny smak Toma Collinsa będzie doskonałym wyborem.

sobota, 22 czerwca 2013

Hendrick's Gin


Hendrick's Gin
Hendrick’s podobno smakuje wąskiej grupie osób. Informuje o tym nawet dodany do butelki mini-prospekt. Trudno jednak pozbyć się wrażenia, że jest to tylko chwyt wizerunkowy. Jeśli ktoś lubi gin, to nie wyobrażam sobie, żeby Hendrick’s mógł mu nie odpowiadać. Jest jednak na tyle delikatny i zrównoważony, że może smakować nie tylko admiratorom ginu, ale również osobom nieprzekonanym.

Gin zwykle kojarzony jest z Anglią. Hendrick’s natomiast powstaje w Szkocji. Jego historia nie sięga daleko wstecz, stworzony został w 1999 roku. Ciekawa jest metoda jego produkcji. Destylacja odbywa się na dwa sposoby. Część ginu robiona jest tradycyjnie: do spirytusu dodawane są składniki roślinne, szczególnie jałowiec itp., i w tym przypadku moczą się one 24 godziny przed podgrzaniem (tak jak w ginie Beefeater). Druga część powstaje z podgrzania spirytusu bez ziół, ale parujący alkohol przechodzi przez kosze z roślinnymi składnikami (jak w ginie Bombay Sapphire) i właśnie w trakcie tego procesu nabiera on charakterystycznego smaku, głównie kwiatowego.

Tak powstałe destylaty miesza się w odpowiednich proporcjach, reguluje zawartość alkoholu i zamyka gin w butelkach przypominających stare apteczne słoje z medykamentami.

Mini-prospekt dodany do butelki
Do butelki dołączony jest mini-prospekt. Wspominam o nim, bo jest on zrobiony w ciekawej, specyficznej stylistyce – niby starej, ale nieco baśniowej, trochę jak z gabinetu osobliwości.

Aromat i smak jałowca jest w ginie Hendrick's delikatny, ale nie gubi się. Takie wrażenie mam w przypadku Bombay Sapphire, w którym aromaty czasem są bardzo niuansowe lub zanikają. Choć to także zależy od rodzaju koktajlu.

W ginie Hendrick’s można też wyczuć nuty cytrusowe. Ale to, co jest w nim najbardziej charakterystyczne, to posmak różany. Jest on wyraźny, ale w żadnym razie nie nachalny.

Drugi charakterystyczny składnik tego ginu to ogórek. Dla mnie jest on trudno wyczuwalny, ale Hendrick’s zawsze jest z nim kojarzony i często używany w drinkach ozdobionych ogórkiem.

Nie należy się jednak obawiać, że Hendrick’s będzie smakował różanymi perfumami czy sałatką ogórkową, bo jest on ewidentnie ginem, którego istotą jest jałowiec, choć rzeczywiście jest to gin nieco innego typu. Jest też delikatniejszy od wersji „dry” i z pewnością słodszy – choć ta słodycz jest bardziej aromatem niż smakiem.

Dla wielbicieli tradycyjnego Dry Martini nie sprawdzi się, bo zdominuje go wermut, a sam gin będzie zbyt „ciepły”, słodki. Sprawdzi się w Tomie Collinsie, ale tu trzeba uważać z cytryną, bo zbyt kwaśna stłumi charakter Hendricks’a. Można też pić go z delikatnym tonikiem i, jak to się często robi w przypadku tego ginu, ozdobić ogórkiem.

Tak więc jeśli mamy ochotę na ciekawą odmianę w naszym codziennym, ulubionym ginie w wersji "dry", spokojnie możemy uraczyć się ginem Hendrick's.

czwartek, 20 czerwca 2013

Campari On The Rocks


Campari On The Rocks
Jeśli zastanowić się jakiego rodzaju alkoholem jest Campari, to odpowiedź nie będzie łatwa. Nie jest likierem, bo jest gorzki i ma mniejszą zawartość alkoholu. Nie jest wermutem, ani nalewką. Z założenia jest aperitifem. Jego skład to alkohol, woda oraz wyciągi z ziół i owoców. Oczywiście szczegółowa receptura pozostaje w tajemnicy.

Campari powstało w 1860 roku we Włoszech, w mieście Novara. Jego skład opracował Gaspare Campari, który zajmował się przyrządzaniem koktajli w turyńskim barze Bass.

Campari ma charakterystyczny, gorzki smak, intensywny czerwony kolor i pachnie trochę grejpfrutem. Na etykiecie widnieje napis „Bitter”, ale Campari nie jest typowym bittersem. Można je pić z lodem, można dodawać do koktajli, ale nie jest ono tylko alkoholową przyprawą jak na przykład Angostura.

Są dwa sposoby, żeby nasycić się smakiem samego Campari: nalać do szklanki z lodem samo albo z wodą sodową. Nie jest to bardzo mocny alkohol, więc można sączyć go dłużej. Idealny napój na lato.

wtorek, 18 czerwca 2013

Pegu Club

Koktajl ten wziął swoją nazwę od eleganckiego klubu Pegu Club, powstałego pod koniec lat 80. XIX wieku w Rangunie, w Birmie, która była wówczas angielską kolonią. Klub mieścił się w budynku w stylu wiktoriańskim i przeznaczony był dla brytyjskich oficerów i pracowników administracji. Samo „Pegu” to nazwa rzeki w południowej części Birmy. 

Koktajl Pegu Club powstał w latach 20. XX wieku i był popisowym drinkiem klubu, odpowiednim do gorącego klimatu ze względu na orzeźwiający, cytrusowy smak.

Pegu Club

Pegu Club
60 ml ginu
20 ml pomarańczowego Curacao (może być też Cointreau lub inny triple sec, byle nie niebieski)
15 ml soku z limonki
1 dash Angostury
1 dash pomarańczowego bittersa 

Ze względu na obecność soku z limonki można użyć tu shakera. Jednak soku nie jest dużo, więc faktycznie lepsze będzie wymieszanie wszystkich składników w szklanicy barmańskiej z lodem drink będzie wyglądał estetyczniej. Po odpowiednim schłodzeniu i lekkim rozpuszczeniu się lodu, przecedzamy koktajl do kieliszka koktajlowego i ozdabiamy spiralką ze skórki limonki.

Są również inne wersje tego drinka, np. gin w ilości 45 ml, a soku z limonki łyżeczka.

Koktajl naprawdę kwaskowy, rzeczywiście orzeźwiający. Wyraźnie czuć tu smak likieru i pomarańczowego bittersa. Jeśli ktoś lubi Daiquiri, to ten drink także powinien przypaść mu do gustu.