Dry Martini to jeden z najbardziej rozpoznawalnych
koktajli, ale w istocie często pomijany na rzecz drinków słodszych i prostszych
w odbiorze. A jest naprawdę pyszny: czysty, orzeźwiający i – co wcale nie tak
często się zdarza w przypadku koktajli – wytrawny. Idealny na aperitif, nie
zasłodzi przed jedzeniem, ale szczerze powiedziawszy i na deser świetnie się sprawdzi.
Oczywiście wszyscy kojarzą Jamesa Bonda z jego wstrząśniętym, nie mieszanym drinkiem. W rzeczywistości tego typu koktajle zawsze powinno się mieszać z lodem, nie wstrząsać w shakerze, ponieważ wyjdzie nam mętny płyn z pływającymi po wierzchu drobinkami lodu, a może nawet i pianą. Mieszanie uchroni nas od tego typu nieprzyjemności, otrzymamy klarowny, można powiedzieć – krystaliczny koktajl, który tak samo pięknie wygląda, jak wspaniale smakuje.
Prekursorem Dry Martini był, popularny w połowie XIX wieku, koktajl Martinez (gin, czerwony wermut, oragne bitters, likier Maraschino). Z niego właśnie (choć możliwe, że częściowo również z koktajlu Manhattan) po różnych zmianach powstał opisywany drink.
Przepisów na Dry Martini jest sporo. Pierwotny, oryginalny przepis zdecydowanie różni się od dzisiejszych. Na początku XX wieku były to najprawdopodobniej proporcje 1:1.
Oryginalne Dry Martini
45 ml ginu
45 ml wytrawnego wermutu
2 dashes (odrobina, domieszka) pomarańczowego bittersa (oragne bitters)
pasek skórki z cytryny jako ozdoba
Używam słowa „dash”, bo najlepiej to opisuje tą wielkość, jest to gdzieś między 1/8 a 1/4 łyżeczki, po prostu jest to taki chlust z butelki. I jak napisałam wyżej – wszystko mieszamy, nie wstrząsamy.
W latach 30. i 40. XX wieku proporcje wyglądały już nieco inaczej, bo 3:1.
Dry Martini (dzisiaj Martini Proper)
Martini Proper |
15 ml wytrawnego wermutu
1 dash pomarańczowego bittersa
pasek skórki z cytryny jako ozdoba
Im bliżej dzisiejszych czasów, tym ginu więcej, a mniej wermutu, nie ma też zwyczaju dodawania bittersów, a jako ozdobę stosuje się na ogół zielone oliwki.
Jeszcze niedawno według International Bartenders Association proporcje wynosiły 55 ml ginu do 15 ml wermutu, obecnie to 60 ml i 10 ml.
Są i takie metody, aby kieliszek opłukać wermutem i wylać go, po czym wlać do kieliszka schłodzony gin. Wydaje się to już zupełnym oddaleniem od pierwotnego przepisu i jak dla mnie traci ten koktajl swoją istotę.
I na koniec przepis na oryginalne Martini, od którego wzięły się wersje „dry”, bo pierwszy koktajl o tej nazwie wcale nie był wytrawny.
Oryginalne Martini
45 ml ginu
15 ml czerwonego wermutu
1 dash pomarańczowego bittersa
wisienka koktajlowa jako ozdoba
Istnieje również pojęcie "Wet Martini", czyli "Mokre Martini". Chodzi tu o proporcje ginu i wermutu: im mniej ginu ("dry gin" - "suchy gin"), a więcej tego drugiego, tym bardziej "mokre" Martini.
Co do bittersów, to czasy prohibicji w USA wyeliminowały w dużej mierze ich powszechne użycie, dlatego do niedawna były one tak mało znane, ale szczęśliwie dzisiaj szybko wracają do łask i zyskują na znaczeniu. Należy życzyć sobie, aby i w Polsce stały się one bardziej popularne i przede wszystkim łatwiej dostępne. Dodają one bowiem koktajlom głębi i tego pysznego goryczkowego smaku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz