Ginu, w przeciwieństwie do większości wysokoprocentowych
alkoholi, nie pije się samego, tak jak pije się wódkę, tequilę, brandy czy
whisky. Z zasady jest on zawsze składnikiem drinków.
Na dobry początek koktajl Jasmine. Nie ma on długiej
historii, stworzył go niejaki Paul Harrington (ang. mixologist, słowo barman
średnio tu pasuje, bo czy osoba specjalizująca się w robieniu drinków to
barman?) w połowie lat 90. XX wieku. Jest dla tych, którzy gin lubią i dla tych,
co go unikają. Może szczególnie dla tych drugich – w tym drinku gin jest bardzo
lekko wyczuwalny, całość ma smak i kolor grejpfrutowy. Nie jest to jednak smak wymieszanego
z wódką soku. Różnica jest jak między tanim winem robionym z jabłek i zaprawianym spirytusem a prawdziwym winem z
winogron. Trudno mi to inaczej
opisać. Trzeba tego po prostu spróbować. A i ci, którzy na Campari kręcą nosem,
powinni być usatysfakcjonowani.
Jasmine |
Jasmine
45 ml ginu
30 ml Cointreau
20 ml Campari
15 ml soku z cytryny
30 ml Cointreau
20 ml Campari
15 ml soku z cytryny
Wszystkie składniki wlewamy do shakera wypełnionego lodem, dobrze wstrząsamy. Jak poczujemy, że shaker jest porządnie zimny, oszroniony i czujemy pod palcami lodowatość, możemy przelać wszystko do kieliszka koktajlowego. Do kieliszka wrzucamy skórkę cytryny lub ozdabiamy kieliszek „ósemką” cytryny.
W razie czego Cointreau możemy zastąpić innym likierem
pomarańczowym (każdy triple sec, może tylko nie niebieski, bo to by niezbyt
dobrze wyglądało), choć to już nie będzie drink o tej samej nazwie. Ale smak będzie prawie ten sam. Zmiana innych składników natomiast nie wchodzi w rachubę, bo zmieni nam to istotę koktajlu.
Grejpfrutowy smak bierze się tu nie tylko z cytrusowych
dodatków w postaci pomarańczowego Cointreau, cytryny, czy lekko grejpfrutowego posmaku
Campari. Bez ginu albo z innym alkoholem zamiast ginu, ten koktajl nie będzie
miał już tego smaku. Tak więc jałowiec jest tu niezbędny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz