wtorek, 4 czerwca 2013

Jasmine

Ginu, w przeciwieństwie do większości wysokoprocentowych alkoholi, nie pije się samego, tak jak pije się wódkę, tequilę, brandy czy whisky. Z zasady jest on zawsze składnikiem drinków.

Na dobry początek koktajl Jasmine. Nie ma on długiej historii, stworzył go niejaki Paul Harrington (ang. mixologist, słowo barman średnio tu pasuje, bo czy osoba specjalizująca się w robieniu drinków to barman?) w połowie lat 90. XX wieku. Jest dla tych, którzy gin lubią i dla tych, co go unikają. Może szczególnie dla tych drugich – w tym drinku gin jest bardzo lekko wyczuwalny, całość ma smak i kolor grejpfrutowy. Nie jest to jednak smak wymieszanego z wódką soku. Różnica jest jak między tanim winem robionym z jabłek i zaprawianym spirytusem a prawdziwym winem z winogron. Trudno mi to inaczej opisać. Trzeba tego po prostu spróbować. A i ci, którzy na Campari kręcą nosem, powinni być usatysfakcjonowani.

Jasmine
Jasmine

45 ml ginu
30 ml Cointreau
20 ml Campari
15 ml soku z cytryny

Wszystkie składniki wlewamy do shakera wypełnionego lodem, dobrze wstrząsamy. Jak poczujemy, że shaker jest porządnie zimny, oszroniony i czujemy pod palcami lodowatość, możemy przelać wszystko do kieliszka koktajlowego. Do kieliszka wrzucamy skórkę cytryny lub ozdabiamy kieliszek „ósemką” cytryny.

W razie czego Cointreau możemy zastąpić innym likierem pomarańczowym (każdy triple sec, może tylko nie niebieski, bo to by niezbyt dobrze wyglądało), choć to już nie będzie drink o tej samej nazwie. Ale smak będzie prawie ten sam. Zmiana innych składników natomiast nie wchodzi w rachubę, bo zmieni nam to istotę koktajlu.

Grejpfrutowy smak bierze się tu nie tylko z cytrusowych dodatków w postaci pomarańczowego Cointreau, cytryny, czy lekko grejpfrutowego posmaku Campari. Bez ginu albo z innym alkoholem zamiast ginu, ten koktajl nie będzie miał już tego smaku. Tak więc jałowiec jest tu niezbędny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz